Propaganda kontra sens czyli historia i prawda o pewnym państwie afrykańskim.
Słyszeliście o Liberii?
Każdy dzisiejszy turbo aktywista z wypiekami na twarzy powie – pewnie, pierwsze niepodległe państwo Afryki powstałe dzięki powrotowi wyzwolonych niewolników. Sztandarowy model afrykańskiego dążenia do niepodległości i walki z dyskryminacją ludzi o innym kolorze skóry. Wzór do naśladowania.
Cynicznie zapytamy – Serio?
I zacytujemy fakty.
Najpierw geografia. Państwo na zachodnim wybrzeżu. Dziś rozmiar 1/3 Polski, rozmiar w historii… o tym za chwile. Około 5 mln luda.
Teraz o mieszkańcach- ludzie żyli na zachodnim wybrzeżu Afryki od co najmniej 130 tysięcy lat. Znaleziska z epoki brązu, kamienia łupanego i wcześniej będą fascynujące dla archeologów ale dla nas to zbyt dawno. Kto mieszkał na terenie dzisiejszej Liberii powiedzmy 600 lat temu?
No tak, wtedy jak u nas był Grunwald.
Ludy Dei, Bassa, Kru, Gola i Kissi – przenieśli się tu po upadku Imperium Mali (ok 50 lat wczesniej) spowodowanego chyba głównie rozszerzaniem się Sachary. Nie wnikając w detale, mieszkali.
Z czego żyli? Rolnictwa a zwłaszcza stali się sławni z pieprzu. Całe wybrzeże nazwano pieprzowym. Portugalczycy handlowali z nimi, żyło się im nieźle, towar (pieprz) był jest i będzie chodliwy. Stabilna struktura popytu i podaży. Prawie 400 lat spokoju (licząc nadal od Grunwaldu).
Co dzieje się w okolicy w tym czasie i co dzieje się w świecie?
Niechlubny transatlantycki handel niewolnikami kwitnie właśnie z zachodnich wybrzeży Afryki. To zajęcie tylko dla nielicznych. Nie porywa się ludzi z pobliskich wiosek które dostarczają pieprz, dywersyfikacja dochodów jest znana i wtedy. Porywa się ludzi głównie z wiosek w głębi Afryki i przewozi do Ameryk. Obu. Zyja tam już kolejne pokolenia niewolników.
Los niewolników zaczyna w okolicy roku 1800 być już obciążeniem niektórych sumień religijnych wspólnot protestantów (głównie Quakersi) Ameryki. Zdecydowanie nie pasuje do chrześcijańskich idei równości istot ludzkich. Ci ludzie głęboko i prawdziwie w to chcą wierzyć. Zaczynają szukać rozwiązań, na miarę swoich umysłów i zrozumienia problemu.
Paradoksem jest fakt, że te same problemy dostrzega też pewna grupa… amerykańskich posiadaczy niewolników. Czyżby obudziły się ich sumienia? Prawda jest inna, boją się powstań niewolników i potencjalnych strat. Boją się nie bez przyczyny. Rewolucja niewolników na Haiti w 1804r pokazała jak wielką i (na razie) nieuświadomioną siłą dysponują niewolnicy. Właściciele też szukają nowych rozwiązań.
A tu mamy trzeci czynnik. W czasie wojny o niepodległośc USA wielu czarnoskórym rekrutom obiecano wolność. Rekrut potrzebny był. W Armii sztuka to sztuka, kolor skóry nieważny. I tak nagle po wojnie mamy 300.000 uwolnionych niewolników i niepodległość od Korony Brytyjskiej.
Z niepodległością sobie poradzimy ale co z tymi uwolnionymi? Mamy przeciez tez kilka razy więcej niewolników (ponad milion wg orientacyjnych szacunków w 1800) którzy będą wspierani przez tych wolnych. Więzy rodzinne itd… Uwalnianie wszystkich niewolników ani nam w głowie, gospodarka (zwłaszcza Południa USA) potrzebuje siły roboczej.
Nikt nie wierzy w społeczeństwo asymilujące się z wyzwolonymi niewolnikami, pragmatyczne myślenie jest równie cyniczne co realne. Po co nam oni… Historyczne „Murzyn zrobił swoje Murzyn może odejśc” w pelni.
Ameryka, kolebka wolności.
Kraj wolnych ludzi, „Land of the Free”
Czarnoskórzy wolni (zdaniem Amerykanów) wolni jednak będą bardziej w Afryce.
Powstaje pomysł nowy i dziwny. Repatriacja. Odeślemy tych co chcą do Afryki. Za krzywdy doznane tutaj będą mogli żyć u siebie. Chlubne, działąnie. Humanitarne można by powiedzieć. (1820)
Widzicie błąd logiczny? Ludzie się nie liczą. Nie liczy się ich wychowanie, życie, rodziny, środowisko, fakt że całe życie przeżyli w Ameryce itd.
Jeśli są czarnoskórzy to wracać do Afryki. Proste.
Teraz trzeba pomysł sprzedać propagandowo. Najpierw jakiś znany obywatel – np. Abraham Lincoln, albo bratanek Prezydenta Washingtona też się nada. Założymy elitarny klub , opłaty członkowskie będą finansować projekt. Jak braknie to Kongres dorzuci, mamy i w Kongresie swoich ludzi. Potem zajmiemy się propagandą pomysłu w innych stanach. Chwytliwe hasła reklamowe.
I w drogę…
Tak powstało :
The Society for the Colonization of Free People of Color of America (Stowarzyszenie na rzecz Kolonializacji Wolnych Ludzi Kolorowych Ameryki)
Ta nazwa odzwierciedla sens, ważne jest słowo Colonization. To nic innego tylko kolonializacja inaczej. Bo kto zarzucic może naszej amerykańskiej demokracji kolonialne zapędy jeżeli czarnoskórzy Amerykanie zamieszkają po prostu (znowu) w Afryce?
Pomysł (omawiany wraz z jego drugim dnem na spotkaniach po klubach w Towarzystwie) znalazł poklask w wielu stanach – na początek Missisipi, Maryland, Kentucky- potem wiele innych.
I tu zaczyna się etap kolejny. Realizacja.
Po pierwsze – gdzie i jak ich wysłać. Niby proste – do Afryki. Ale gdzie? Wybrzeże Pieprzu jest łatwo osiągalne, plaże, interes z pieprzem stabilny. Europejskich struktur państwowych nie ma. To tam. Kupimy ziemię i już będzie. Odbijemy sobie koszty prowadząc z nimi handel.
Tu pojawia się druga trudność. Od kogo my to własciwie tą ziemię kupimy (i za ile)?
Od Dei, Bassa, Kru, Gola i Kissi ?
W zasadzie inne kraje europejskie nie wbiły tam swoich palików granicznych. Portugalczycy odkryli ten obszar, opisali ale nic z nim nie robią, może bedą chcieli sprzedać? Chcieli, sensu w posiadanej ziemi nie widzieli. Poza tym sprzedawali nie Stanom Zjednoczonym tylko osobom prywatnym, firmującym pomysł repatriacji (z wyjątkiem Maryland, gdzie Stan działał w swoim imieniu) . Postanowiono kupić 4 odrębne kawałki ziemi, po jednym na każdą filię organizacji.
AAA… jest tam jeden Król, Piotr, handlarz niewolników on może dokument wystawić. Wystawił, fakt. Fakt też, że w chwili wystawienia pistolet amerykańskiego przedstawiciela Stowarzyszenia celował w jego głowę. Grunt, że jest formalny akt własności ziemi, po osadzeniu repatriantów nikt go już nie będzie kwestionował.
Koło roku 1834 zakup czterech niewielkich obszarów ziemi jest sfinalizowany.
Są fundusze na podróż oceaniczną. Pierwsi chętni ruszają. Do Domu, Do Afryki. Teoretyczne dobrowolnie.
Tu jednak zapiski wskazują na klauzule dodatkowe umowy. Otóż niektórym niewolnikom „wiechrzycielom” proponowano wyjazd do Afryki jako opcje nie do odrzucenia. Wolność dawano gratis ale klauzula o zakazie powrotu do USA pozwalała się pozbyć jednostek niewygodnych.
Ten ironiczny opis z roku 2021 to nie jedyna krytyka tego pomysłu.
W tym czasie stowarzyszenia czarnoskórych wolnych Amerykanów już działały i żywiołowo oponowały przeciwko realizacji. Nawoływanie do przekazania funduszy na asymilacje przeszły bez echa. Ameryka 1830 nie była gotowa na społeczeństwo wielokulturowe.
No i mamy Wolnych Czarnoskórych Amerykanów w Afryce. 5 tysięcy. Pierwszy raz stawiają swoja stopę na ziemi przodków. Pochodzą z … Nowego Yorku, Bostonu, Misisipi, Florydy, Wschodu, Wielkich Równin i Zachodu Ameryki.
Ale nic to, są przecież czarnoskórzy.
Nie ma znaczenia, że ich afrykańscy przodkowie nalezeli do różnych kultur, grup etnicznych, ludów, mieszkających tysiące kilometrów od siebie i mówili językami których wzajemnie nie rozumieli.
Są w Afryce, Afryka to Afryka, Afrykanin to Afrykanin, sztuka jest sztuka. Wszystko się zgadza.
Zaczynają budować swoją przyszłość. Szybko odnajdują swoje cechy wspólne, są chrześcijanami, mówią po angielsku, ubieraja się po europejsku, są wykształceni, maja pieniądze. Czują się elitą. Tak tez będą się zachowywać.
I przede wszystkim są czarnoskórzy. Są też z tego dumni.
(Do dzisiaj konstytucja Liberii pozwala uzyskać obywatelstwo tylko czarnoskórym Afrykanom)
Na 4 sąsiadujących ze sobą obszarach budują osiedla, początkowo 4 osobne. Szybko jednak tworzą struktury zarządzania i organizują się na jedyny znany im sposób. Amerykański. Sądy, banki,administracja, policja, wojskowość. 13 lat zajmuje im przepisanie i przyjęcie Amerykańskiej Konstytucji . 25 lat polączenie całego obszaru w jedno. Ląd którego nie kupili ( a było go znacznie więcej od ich własnego), po prostu zaanektowali, nikt w okolicy nie miał siły wojskowej żeby zaprotestować.
I tu pojawia się wątpliwość.
Bo w zasadzie od kogo ta Niepodległość?
Mieszkają na prywatnych gruntach zakupionych legalnie (nielegalnie) przez amerykańskie organizacje. Trudno określić które z państw europejskich rościło sobie kolonialne prawo do tego obszaru – prawdopodobnie Portugalia. Król Piotr też raczej praw do ziemi nie miał mimo, że dokument pod przymusem podpisał.
To będzie Niepodległość od Organizacji która ich tam wysłała. Pełen sukces. Samodzielność.
Z tym , że piejący peany na cześć tej demokratycznej struktury powstałej w 1847 zapomnieli o …
Tak, zapomnieli o Dei, Bassa, Kru, Gola i Kissi . Ludzie którzy mieszkali tu od zawsze i ani Portugalczyków ani Czarnoskórych ex niewolników nie zapraszali do siebie. Nieprawdą jest jakby zgodzili się na zakup swojej ziemi. Nie brali udziału w tej demokratycznej farsie.
Należało jednak utrzymać propagandę sukcesu w USA. Jak najprościej? Powstała Liberia (od Liberty -wolność) i wszyscy obywatele tego państwa będą utrzymywać od teraz przyjazne stosunki z Brytanią i USA. Paradoksalnie tak było.
Obywatelami Liberii byli tylko przyjezdni z Ameryki, ludzie mieszkający tu rdzennie uzyskali prawa obywateli w 60 lat potem.(1904) a prawo do głosu w 110lat potem (1947). Polityka nie drażnienia Stanów Południa (gdzie niewolnictwo było wciąż legalne) spowodowało , że dopiero po wojnie Północ-Południe USA uznało w pełni Liberie jako państwo niezależne.
Ceną za poparcie USA było wieloletnie utrzymywanie politycznych i ekonomicznych kontaktów z Krajem Fundującym, bo chyba taki termin najlepiej opisuje rolę USA. Pomysły na przyłączenie Liberii jako kolejnego stanu tez były.
Czemu zatem nie wysyłano więcej ex niewolników do Liberii?
Oddajmy głos A. Lincoln – „Liberia to w pewnym sensie….sukces” ale zasugerował dalsze przesyłanie uwolnionych niewolników do … Panamy… (1862)
Po wojnie Północ-Południe wolność odzyskało kolejne 4.000.000 ludzi i pomysł był po prostu logistycznie nie do wykonania. (1865)
Zarówno USA jak i Europa potrzebowała państwa w Afryce zorganizowanego „na wzór i podobieństwo swoje”. Z przejrzystymi strukturami władzy. Dlatego Liberia była w XXw maskotką, państwem fasadą, członkiem założycielem Ligi Narodów, ONZ i czego tam jeszcze.
Co jednak działo się w Liberii? – normalnie jak wszędzie w Afryce. Przybysze uznali się za nadludzi, wykorzystywali bezlitośnie ludność lokalną zamieszkującą obszar na wieki przed ich pojawieniem się. Obsadzali wszystkie stanowiska między sobą, nie dzielili się zyskiem z nikim i pozwalali lokalnym ludziom umierać z głodu, najpierw pozbawiając ich wszelkich praw. Ilu i było Amerykanoliberyjczyków (tak, taki zlepek językowy też powstał)?
Kilka procent, historycznie od 3 do 5 % całej zamieszkującej obszar populacji.
Przybysze rdzennych mieszkańców traktowali jak tania siłę roboczą, Ci tylko na papierze niewolnikami nie byli, praw tez nie mieli żadnych. Wykorzystywano ich na wszelkie znane z Ameryki sposoby.
To w zasadzie czym się różnili od kolonialistów europejskich?
Kolorem skóry.
Tak wygląda propagandowy sukces w rzeczywistości. Dziś rozważa się Stowarzyszenie na wielu płaszczyznach. Jako organizację anty niewolniczą, jako rasistowską przykrywkę, jako postępową siłę USA. Pisane są opracowania, prace naukowe i artykuły popularne. Poglądy często zmieniane, interpretacja różna zależnie od intencji piszącego i obowiązującej aktualnie poprawności politycznej.
Wszystkie te opracowania jednak patrzą na zagadnienie z pozycji USA i ich pogmatwanej historii. Taka narracja przesącza się wszedzie do naszej polskiej świadomości.
Ale USA nie ma monopolu na opiniowanie. Bo USA mija się z sensem którym jest pytanie.
A co na to Dei, Bassa, Kru, Gola i Kissi?
Co na to Afryka?