Koronawirus dotknął 210 krajów i terytoriów na ziemi (15.04.2020). Ale nie o nim jest ten post. Jest o zwierzętach.
Większość rządów na Ziemi wprowadziła te czy inne ograniczenia. Głownie sprowadzają się do jednej rzeczy. Ograniczeniu ruchu jednostek ludzkich po otwartych przestrzeniach.
W miejscu takim jak nasz Marloth Park efekt jest niezwykły. Stali mieszkańcy, głownie emeryci mieszkający tu z wyboru, są jedynymi którzy zostali. Goście, turyści (z wielkich miast ale i ze wszystkich kontynentów) zostali w domu. Wiele tez domów (jak nasz) stoi pustych bo właściciele wybrali inny kraj czy miejsce pobytu na czas pandemii.
Zaludnienie na dziś to pewnie z 20% tego co było normalnie.
Cisza. Słyszycie to? Śpiew ptaków, ryk lwów, pohukiwania Impali. Trzask gałązek pod kopytami. Głośne postękiwanie hipopotamów. I nic poza tym. Silniki aut nie łamią dźwięku, żwir nie chrzęści pod oponami, głosy zachwyconych zwierzętami gości nie brzmią w oddali. Muzyka zawsze była rzadkością, teraz nie ma jej wcale.
I tak jest już od prawie 20 dni. Początkowo zaskoczone tym zwierzęta powoli adoptują się do nowych warunków. Ludzi nigdy nie było tu dużo, większość umiała się zachować i zwierząt nie niepokoiła ale teraz to już ludzie są idealne obecni/nieobecni.
I zaczyna być tak jak było 200 lat temu. Tak jak jest koło naszego domu (celowo jest w oddali od drogi żwirowej i na uboczu) teraz jest wszędzie.
Skończyły się spacery koło płota.
(tak będziemy się tej formy gramatycznej trzymać, Kargul potwierdza, że jest prawidłowa😉)
Nie ma po naszej stronie ruchu.
Zaciekawione tym zwierzęta z Parku Narodowego Krugera podchodzą coraz bliżej.
A człowieków dalej nie ma… O co chodzi?
I z ciekawości podchodzą sprawdzić. Może da się to terytorium zaanektować na zawsze? Bo do tej pory ludzie mieli tam swój zasięg, ale sobie gdzieś poszli.
Natura nie lubi próżni.
Sąsiedzi którzy zostali rozbudzają nasza wyobraźnię kolejnymi zdjęciami ze swoich tarasów.
18 Wild dogów opalających się w całkowitym spokoju zaraz za płotem!!! Mamy szczęście, jako nieliczni widzieliśmy stada tych pięknych zwierząt wiele razy. Jednak niektórzy rdzenni mieszkańcy Południowej Afryki zobaczyli je dopiero po 20 czy 30 latach corocznych wizyt w Parku.
Wielkie serwisy światowe (CNN, BBC) i polskie (TVN, TVP) pokazują stado lwów odpoczywające na wstędze asfaltowej drogi w Parku Krugera(niedaleko naszego domu: https://bit.ly/3cn0mdA )
Fajnie to „człowieki” zbudowali, suche jest zaraz po deszczu, futra nie zamoczymy. Przecież wiecie jak koty (wszelkiej maści) nie lubią wilgotnego futerka. To będą tam polegiwać aż nie wróci ruch turystyczny. Pewnie potem też, bo przyzwyczajenie to druga natura.
Słonie zaraz za płotem też oglądaliśmy, rozmawiamy z nimi po polsku, może dlatego jest relacja na naszym FB bo język dla nich był nowy i ciekawy, kto wie🤔…https://bit.ly/3bhXcrC
Teraz jednak są przy rzece codziennie. Lwy, stada antylop itp. itd. Wszyscy. W pełnej harmonii. Dobrze, czasem częścią tej harmonii jest to, że ktoś kogoś właśnie zjada ale to też jest Natura.
Powiecie – to oczywiste. Internet jest pełen jeleni, łosi, saren „zwiedzających” centra miast w czasie izolacji. Po co to pisać. To każdy wie.
Cel mamy inny. Pokazać jeszcze bardziej dobitnie to co my widzimy i rozumiemy jakoś intuicyjnie. Pokazać jak współistnienie człowieka i zwierząt wyglądało zanim wymyślono strzelbę. Tak, to właśnie ten przedmiot (sztucer, rusznica czy dwururka) zakłócił całą równowagę.
Teraz nikt (u nas w okolicy) do zwierząt nie strzela od kilkudziesięciu lat.
Jednak dalej nie było tej naturalnej równowagi. Zakłócali ją goście i turyści. Oczywiste jest, że to kompromis cywilizacyjny.
Nie można zamknąć zwierząt i zabronić ludziom wstępu.
Nie można, choćby z przyczyn edukacyjnych. Ludzie muszą móc obcować ze zwierzętami. Muszą bo stracili tę umiejętność. Nie potępiamy turystów, wielu naszych sąsiadów żyje tylko z ich obecności. Ale „mieszczuchy” czasem z niewiedzy nie umieją się zachować. Nie umieją odejść kilka sekund wcześniej, żeby nie prowokować konfliktu. Nie umieją odczytać sygnałów stresu. Ustąpić zwierzęciu. To co dla mieszkańców jest oczywiste wymaga nauki i doświadczenia.
Anegdota z innej części świata mówi o pewnym Premierze małej wyspy. Z oburzeniem mówi on o młodej generacji obywateli którzy nawet już na palmę wejść nie umieją bosymi nogami. Tracą zdolność życia w zgodzie z otoczeniem.
Dzisiejsze obrazki z Marloth pozwalają nam (nawet jeżeli są tylko wyrywkowymi zdjęciami od sąsiadów) zrozumieć jeszcze lepiej dawne współistnienie ludzi i zwierząt.
Leniwie rozłożone stada różnych gatunków (od lwów po impale i bawoły) zajęte są przez większą część dnia robieniem NIC. Dokładnie tak. Starają się nic nie robić. Leniwie pasą się albo trawią. Kilkunastominutowe polowania drapieżników są przeplatane wielogodzinną bezczynnością.
I ludzie. Krzątają się wokół swoich chatek (dobrze, nowoczesne chatki mają WiFi i klimatyzację😏) zupełnie nie przecinając się z tym lenistwem. Stali mieszkańcy nie zwracają w jakiś napięty sposób uwagi na otaczające zwierzęta. I vice versa. Zapanował spokój. Jesteśmy świadomi waszej obecności i tyle. Taki przekaz w dwie strony – ludzie zwierzęta i zwierzęta ludzie.
A myśliwi spytacie? Przecież ludzie polowali dawno temu na zwierzynę w celu oczywistym. Zdobycia pokarmu. Niektórzy, bo specjalizacja powodowała, że inni ludzie byli rolnikami czy zbieraczami. Tu wróciliśmy do tematu flinty. Łuki, sidła, wilcze doły sprzed lat nie zabijały masowo i na dużą odległość. Myśliwi kilkaset lat temu byli po prostu kolejnym stadem drapieżników. Jak lwy. Ba – czasem nawet z lwami walczyli o dominację czy jakąś zdobycz. Wszyscy to akceptowali. Świat powoli funkcjonował rytmem dnia i nocy. Stado myśliwych dla antylop nie różniło się niczym od stada lwów. Skubały trawkę zaraz poza zasięgiem standardowej strzały, czy kłów i pazurów.
Tak było 1000 lat temu, pełna równowaga. Równowaga do poziomu ignorowania siebie wzajemnie. (dobrze wtedy nie było WiFi😅 ) Teraz też ta równowaga jest widoczna.
Po kilkunastu dniach lockdownu świat dokoła Parku wraca do tego stanu sprzed wieków. Piękne to jest dlatego, bo udowadnia, że nie za daleko odeszliśmy od początków. Nasze miejsce jest tak bliskie natury jak tylko miejsce zamieszkałe przez człowieka może być.
Koronawirus dał nam narzędzie żeby to sprawdzić. Niespodziewanie cofnął zegar o 300 lat.
Dlatego właśnie kochamy Marloth, bo to nie miejsce, to przeżycie.